Wiersze walentynkowe

Z okazji Święta Zakochanych przygotowaliśmy zbiór wybranych polskich utworów literackich poświęconych miłości.

 Zachęcamy wykorzystać je, by wyrazić swoje uczucia do ukochanej osoby. Bo nikt tak pięknie nie opowie o miłości – jak poeci.

 

Już kocham cię tyle lat

KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

Już ko­cham cię tyle lat,
na prze­mian w mro­ku i w śpie­wie,
może to już jest osiem lat,
a może dzie­więć – nie wiem.
Splą­ta­ło się, zmierz­chło – gdzie ty, a gdzie ja,
już nie wiem – i my­ślę w pół dro­gi,
że tyś jest re­wol­ta i klę­ska, i mgła,
a ja to twe rzę­sy i loki.


Nie obiecuję ci prawie nic

BOLESŁAW LEŚMIAN

Nie obie­cu­ję ci wie­le…
Bo tyle co pra­wie nic…
Naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń…
I po­god­ne dni…
Naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy…
I dłoń w po­trze­bie…
Nie obie­cu­ję ci wie­le…
Bo tyl­ko po pro­stu sie­bie…

Miłość

CZESŁAW MIŁOSZ

Mi­łość to zna­czy po­pa­trzeć na sie­bie,
Tak jak się pa­trzy na obce nam rze­czy,
Bo je­steś tyl­ko jed­ną z rze­czy wie­lu.
A kto tak pa­trzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmar­twień róż­nych swo­je ser­ce le­czy,
Ptak mu i drze­wo mó­wią: przy­ja­cie­lu.

Wte­dy i sie­bie, i rze­czy chce użyć,
Żeby sta­nę­ły w wy­peł­nie­nia łu­nie.
To nic, że cza­sem nie wie, cze­mu słu­żyć:
Nie ten naj­le­piej słu­ży, kto ro­zu­mie.

Jednego serca! tak mało! tak mało

ADAM ASNYK

Jed­ne­go ser­ca! tak mało! tak mało,
Jed­ne­go ser­ca trze­ba mi na zie­mi!
Coby przy mo­jem mi­ło­ścią za­drża­ło:
A był­bym ci­chym po­mię­dzy ci­che­mi…

Je­dy­nych ust trze­ba! skąd bym wiecz­ność całą
Pił na­pój szczę­ścia usta­mi mo­je­mi,
I oczu dwo­je, gdzie­by, pa­trzył śmia­ło,
Wi­dząc się świę­tym po­mię­dzy świę­te­mi.

Jed­ne­go ser­ca i rąk bia­łych dwo­je!
Coby mi oczy za­sło­ni­ły moje,
Bym za­snął słod­ko, ma­rząc o anie­le,

Któ­ry mnie nie­sie w ob­ję­ciach nie­ba…
Jed­ne­go ser­ca! tak mało mi trze­ba,
A jed­nak wi­dzę, że żą­dam za wie­le!

Rozmowa liryczna

KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

– Po­wiedz mi jak mnie ko­chasz.
– Po­wiem.
– Więc?
– Ko­cham cię w słoń­cu. I przy bla­sku świec.
Ko­cham cię w ka­pe­lu­szu i w be­re­cie.
W wiel­kim wie­trze na szo­sie, i na kon­cer­cie.
W bzach i w brzo­zach, i w ma­li­nach, i w klo­nach.
I gdy śpisz. I gdy pra­cu­jesz sku­pio­na.
I gdy jaj­ko roz­tłu­ku­jesz ład­nie –
na­wet wte­dy, gdy ci łyż­ka spad­nie.
W tak­sów­ce. I w sa­mo­cho­dzie. Bez wy­jąt­ku.
I na koń­cu uli­cy. I na po­cząt­ku.
I gdy wło­sy grze­bie­niem roz­dzie­lisz.
W nie­bez­pie­czeń­stwie. I na ka­ru­ze­li.
W mo­rzu. W gó­rach. W ka­lo­szach. I boso.
Dzi­siaj. Wczo­raj. I ju­tro. Dniem i nocą.
I wio­sną, kie­dy ja­skół­ka przy­la­ta.
– A la­tem jak mnie ko­chasz?
– Jak treść lata.
– A je­sie­nią, gdy chmur­ki i hu­mor­ki?
– Na­wet wte­dy, gdy gu­bisz pa­ra­sol­ki.
– A gdy zima po­sre­brzy ramy okien?
– Zimą ko­cham cię jak we­so­ły ogień.
Bli­sko przy two­im ser­cu. Koło nie­go.
A za okna­mi śnieg. Wro­ny na śnie­gu.

a Ciebie kocham

ADAM ASNYK

Ja cie­bie ko­cham! Ach te sło­wa
Tak dziw­nie w moim ser­cu brzmią.
Mia­łaż­by wró­cić wio­sna nowa?
I zbu­dzić kwia­ty co w nim śpią?
Miał­bym w mi­ło­ści cud uwie­rzyć,
Jak Łazarz z gro­bu mego wstać?
Mło­dzień­czy, daw­ny kształt od­świe­żyć,
Z rąk two­ich nowe ży­cie brać?

Ja cie­bie ko­cham? Czyż być może?
Czyż mnie nie zwo­dzi złu­dzeń moc?
Ach nie! bo ja­sną wi­dzę zo­rzę
I pierz­cha­ją­cą wi­dzę noc!
I wszyst­ko we mnie inne, świe­że,
Zwąt­pie­nia w ser­cu stop­niał lód,
I zno­wu pra­gnę – ko­cham – wie­rzę –
Wie­rzę w mi­ło­ści wiecz­ny cud!

Ja cie­bie ko­cham! Świat się zmie­nia,
Za­kwi­ta szczę­ściem od tych słów,
I tak jak w pierw­szych dniach stwo­rze­nia
Przy­bie­ra ślub­ną sza­tę znów!
A du­sza skrzy­dła znów do­sta­je,
Już jej nie ści­ga ziem­ski żal –
I w eli­zej­skie leci gaje –
I to­nie po­śród świa­tła fal!

(Miłość mi wszystko wyjaśniła)

KAROL WOJTYŁA

Mi­łość mi wszyst­ko wy­ja­śni­ła,
Mi­łość wszyst­ko roz­wią­za­ła –
dla­te­go uwiel­biam tę Mi­łość,
gdzie­kol­wiek by prze­by­wa­ła.
A że się sta­łem rów­ni­ną dla ci­che­go otwar­tą prze­pły­wu,
w któ­rym nie ma nic z fali hu­czą­cej, nie opar­tej o tę­czo­we pnie,
ale wie­le jest z fali ko­ją­cej, któ­ra świa­tło w głę­bi­nach od­kry­wa
i tą świa­tło­ścią po li­ściach nie osre­brzo­nych tchnie.

Więc w tej ci­szy ukry­ty ja – liść,
oswo­bo­dzo­ny od wia­tru,
już się nie tro­skam o ża­den z upa­da­ją­cych dni,
gdy wiem, że wszyst­kie upad­ną.

(Pyłem księżycowym…)

KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI

Py­łem księ­ży­co­wym być na two­ich sto­pach,
wia­trem przy twej wstąż­ce, mle­kiem w two­im kub­ku,
pa­pie­ro­sem w ustach, ścież­ką po­śród cha­brów
ław­ką, gdzie spo­czy­wasz, książ­ką, któ­rą czy­tasz.

Prze­szyć cię jak nit­ka, oto­czyć jak prze­stwór,
być po­ra­mi roku dla twych dro­gich oczu
i ogniem w ko­min­ku, i da­chem, co chro­ni
przed desz­czem.

Myślę o Tobie…

TADEUSZ BOROWSKI

My­ślę o to­bie. Two­je oczy,
twój głos, twój uśmiech przy­po­mi­nam,
pa­trząc na nie­bo. Zbo­czem nie­ba
zsu­wa się ob­łok, jak­byś lek­ko
pro­fil zwró­ci­ła w lewo. Ówdzie
drze­wo wplą­ta­ne w wiatr prze­chy­la
ko­ro­nę two­im prze­chy­le­niem,
a tam w po­wie­trzu ptak się waży –
i wiem, że tak do twa­rzy wzno­sisz
dłoń w za­my­śle­niu. Roz­pro­szo­na
uro­da rze­czy, błysk prze­lot­ny
pięk­na na zie­mi wiem, że w to­bie
uwiązł i za­stygł w kształt…

Niepewność

ADAM MICKIEWICZ

Gdy cię nie wi­dzę, nie wzdy­cham, nie pła­czę,
Nie tra­cę zmy­słów, kie­dy cie zo­ba­czę;
Jed­nak­że gdy cię dłu­go nie oglą­dam
Cze­goś mi brak­nie, ko­goś wi­dzieć żą­dam
I tę­sk­niąc so­bie za­da­ję py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Gdy z oczu znik­niesz, nie mogę ni razu
W my­śli two­je­go od­no­wić ob­ra­zu;
Jed­nak­że nie­raz czu­ję mimo chę­ci,
Że on jest za­wsze bli­sko mej pa­mię­ci.
I zno­wu so­bie po­wta­rzam py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Cier­pia­łem nie­raz, nie my­śla­łem wca­le,
Abym przed tobą szedł wy­le­wać żale;
Idąc bez celu, nie pil­nu­jąc dro­gi,
Sam nie poj­mu­ję, jak w twe zaj­dę pro­gi;
I wcho­dząc so­bie za­da­ję py­ta­nie:
Co tu mię wio­dło? przy­jaźń czy ko­cha­nie?

Dla twe­go zdro­wia ży­cia bym nie ską­pił,
Po twą spo­koj­ność do pie­kieł bym zstą­pił;
Choć śmia­łej żą­dzy nie ma w ser­cu mo­jem,
Bym był dla cie­bie zdro­wiem i po­ko­jem.
I zno­wu so­bie po­wta­rzam py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy to jest ko­cha­nie?

Kie­dy po­ło­żysz rękę na me dło­nie,
Luba mię ja­kaś spo­koj­ność owio­nie,
Zda się, że lek­kim snem za­koń­czę ży­cie;
Lecz mnie prze­bu­dza żyw­sze ser­ca bi­cie,
Któ­re mi gło­śno za­da­je py­ta­nie:
Czy to jest przy­jaźń? czy­li też ko­cha­nie?

Kie­dym dla cie­bie tę pio­sen­kę skła­dał,
Wiesz­czy duch mymi usta­mi nie wła­dał;
Pe­łen zdzi­wie­nia, sam się nie po­strze­głem,
Skąd wzią­łem my­śli, jak na rymy wbie­głem;
I za­pi­sa­łem na koń­cu py­ta­nie:
Co mię na­tchnę­ło? przy­jaźń czy ko­cha­nie?

Skip to content